Pielgrzymowanie, jako element kultu, praktykowane było od wieków we wszystkich cywilizacjach. Dla chrześcijan jedną z najwyższych form religijności była i jest pielgrzymka do Ziemi Świętej, ziemskiej ojczyzny Jezusa, która dostarcza niezastąpionych wrażeń duchowych. W dawnych czasach podróż ad limina sepulchri Domini (do progów Grobu Pańskiego) stanowiła ogromne przedsięwzięcie i tylko nieliczni mogli sobie na nią pozwolić. Najbardziej znanym pielgrzymem z państwa polsko-litewskiego był Mikołaj Krzysztof Radziwiłł „Sierotka” (1549-1616). Opisał on swoją podróż z lat 1582-1584 w diariuszu (Peregrynacja abo pielgrzymowanie do Ziemi Świętej), który był niezwykle popularny w całej Europie i przez długie lata służył jako przewodnik po Ziemi Świętej.
Zdecydowanie częstsze pielgrzymki do Jerozolimy odbywano w wieku XVIII. W zasobie Archiwum Głównego Akt Dawnych zachowała się XIX-wieczna wersja diariusza podróży do Ziemi Świętej, jaką w latach 1762-1766 odbył wileński bernardyn, ojciec Antoni Burnicki. Warto podkreślić, że dzieło to zostało przygotowane do druku przez znanego orientalistę, Antoniego Muchlińskiego, ale z nieznanych nam przyczyn, nigdy nie zostało wydane w całości, a jedynie we fragmentach na łamach „Pamiętnika Religijno-Moralnego”. Diariusz ten Muchliński oceniał bardzo wysoko, a tekst swojego wydania opracował w latach 1857-1862 na podstawie trzech dostępnych mu rękopisów. Badacze twórczości Muchlińskiego uważali, że praca ta zaginęła. W latach 30-tych ubiegłego wieku Jan Stanisław Bystroń wydał również jedynie fragment tego diariusza (na podstawie rękopisu rewindykowanego z Petersburga i przechowywanego w Bibliotece Narodowej) w swojej pracy: Polacy w Ziemi Świętej, Syrii i Egipcie. Poniżej prezentujemy inny wycinek tekstu relacji ojca Burnickiego, opisujący wycieczkę z Nazaretu do Tyberiady, a zaczerpnięty z pracy Antoniego Muchlińskiego, która jednak nie zaginęła i spoczywa w zaciszu archiwalnego magazynu.
Pielgrzymka do Jerozolimy ks. Antoniego Burnickiego Zakonu o.ś. Franciszka prowincyi litewskiej odprawiona w r. 1762 z opisaniem miejsc świętych w Palestynie; z rękopisów wydał, objaśnił i uzupełnił dołączeniem opisania dawnej i nowej Jerozolimy A. Muchliński. 1862
Dnia 27 kwietnia [1763 roku] przed[…]liśmy naszą pielgrzymkę Nazarecką: najprzód szliśmy ad praecipitum Christi, tj. do przepaści Chrystusowej, miejsca dalekiego od Nazaretu ćwierć mili naszej, piękną równiną między górami, gdzie z jednej góry bardzo wysokiej, nad samem polem Ezdrela wiszącej, złośnikowie Nazarejscy swego Jezusa chcieli zrzucić na głowę, jako Łukasz ś. opowiada w rozdziale 4-tym i gdy już to mieli czynić, góra otworzyła się, Pana Jezusa objęła i zatrzymała w sobie według tradycji pobożnej. A jako Liranus mówi, tam P. Jezus w kamieniu zostawił swa formę, tak wyrażoną, iż nawet fałdy świętej sukni wykształtowane zostały. Dzisiaj zaś nic nie widzimy, czy to że Muzułmanie zepsuli, czy też niedyskretna Chrześcijan odwaga zgładziła, czy wreście zakryte to miejsce jest, aby nie było zniszczone. Zszedłszy z góry jedną stroną, a to z wielką trudnością, pod tąż górą wiszące znajdują się szczątki murów, niegdyś klasztoru naszego, tam także są dwie cysterny i na kształt groty nie głębokiej, w której jest kamień, służący za ołtarz, a na którym mszę odprawujemy. Zgodne podanie uczy, że na tem miejscu wyszedł Pan Jezus z wnętrzności góry, która go była objęła i zastrzegła od złośników. Tu lat siedm odpustu.
Z tego miejsca postrzega się wielkie pole ezdrelońskie, równina i piękność nieoszacowana; widzą się za tem polem góry Gelboe, gdzie Saul i Jonatas na wojnie zabici byli. Powracając do domu, blisko Nazaretu mieliśmy po lewej stronie górę nazwaną bojaźń Maryi, mons timoris Mariae; dlatego, iż gdy rodacy swoi prowadzili Pana Jezusa do zrzucenia z góry, a dowiedziała się o tem słodka Matka Maryja Panna, biegła z wielką bojaźnią, aby od tychże ludzi nie była spotkaną, ze strachem tedy wielkim i żalem nadzwyczajnem wbiegła na tę górę, aby przynajmniej mogła widzieć i dowiedzieć się co dzieje się z miłym Jej Synem, Jezusem Panem. Na tej górze dopiero szczątki wielkie murów, był bowiem przedtem klasztor mniszek: dziś pozostały cysterny i zwaliska. Odpust także lat siedm. Poczem wróciliśmy do konwentu.
W Galilei jest bardzo wiele miejsc świętych, do których dojść rzecz prawie niepodobna dla niebezpieczeństwa złych ludzi, jako to: Arabów, Turków i nawet Chrześcijan, a gdzie lubo z trudnością, jednak dochodzą. Tak to gorliwość i chęć oglądania uświęconych pamiątkami […] naszego okolic, nie zważa bynajmniej na wszelkie zawady i prześladowania, byle tylko dostąpić szczęścia widzieć i ucałować te najdroższe dla Chrześcijanina miejsca, czego i ja z miłosierdzia Boskiego, lubo niegodny, z wielką pociechą serca mego dostąpiłem, albowiem wszędzie osobiście byłem, a za co nie przestanę nigdy dziękować Panu Najwyższemu.
Dnia 27 czerwca odbywa się zwyczajna pielgrzymka do miasta Tyberiady i do Morza Galilejskiego, przed wigilią śś. Apostołów Piotra i Pawła. Jakoż tego dnia r. 1763, nasz gwardian wprzódy wysłał prowizię na wielbłądach i mułach, potem sam się urządził z dwunastą zakonnikami, terdzymanami [?] czyli tłumaczami i innych ludzi z pięćdziesiąt na koniach, oraz dwudziestu strzelców piechotą towarzyszyło temu pochodowi. Wyszliśmy tedy po zachodzie słońca w nocy, we dnie bowiem gorąco nieznośne, w karawanie znacznej ciągnąc przez różne góry i doliny, przez pola i równiny Zabulon, a po północy przyszliśmy pod jedną wieś na górze leżącą, pod którą znaleźliśmy cztery drzewa […] tak wielkie, że pod jednem konie wszystkie mogły stanąć, a pod drugiem ludzie: z daleka od siebie każdy z osobna układaliśmy się, a piechotny lud był na straży: dopiero nad dniem powstaliśmy wszyscy powsiadawszy na konie w drogę swą poszliśmy. Tej nocy rosa taka padała, że nasze habity zupełnie zmoczone były. Dzień się zaczął, a gdy słońce wschodziło, zbliżając się do Tyberiady, z góry wielkiej spuściliśmy się. Kto pierwszy raz jechał z wielką bojaźnią dla dolin przepaścistych i przez równinę małą nieco ujechawszy, przybyliśmy do bramy miasta Tyberiady, leżącego nad morzem Genezaret. Tam tedy w mieście przy kościele ś. Piotra zsiedliśmy z koni, które pozostawione były przed kościołem, my zaś w kościele rozlokowaliśmy się. Dopiero z księży kto chciał, miał mszę ś., potem piliśmy kawę i poszliśmy z naszymi terdzymanami na brzeg jeziora, blisko kościoła będącego. Tameśmy łowili raki, zwane po włosku granchi, a gdy słońce zaczęło dogrzewać mocno, wróciliśmy do kościoła, gdzie jedliśmy obiad od ryb z pomienionego jeziora czyli morza, kupionych od Żyda rybaka. A po obiedzie przespawszy się w tymże kościele, śpiewaliśmy nieszpór i kompletę, a potem wsiedliśmy na konie koło godziny naszej szóstej i pojechaliśmy do Emaus Galilejskiego, czyli Kąpieli, jak Arabowie dziś zowią Hemmam, gdzie są wody siarczyste gorące, które wychodzą spod góry: tam murowane są dwie stancyje, jedna do rozbierania się, a druga do kąpieli; lecz ciężko wytrzymać gorącej wody i dlatego kanały wcześnie się zamkną, jako i dla nas uczyniono jeszcze z rana, aż przystygnie woda, dopiero idą jako do wanny jakiej kąpać się: ta woda uzdrawia wszystkie niemoce. Ku zachodowi powróciliśmy do naszego kościoła, wieczerzę jedliśmy, a potem szliśmy do jeziora kąpać się i na koniec układliśmy się do spoczynku, lecz moc wielka pchłów nie dała pokoju.
O godzinie jedynastej wstaliśmy, śpiewaliśmy jutrznię, mszę prywatną mieliśmy, a na ostatku koło godziny wtórej mszę śpiewał x. gwardian, któremu ze swojej ochoty asystowałem za diakona. Tyberiada, Tiberiadis miasto przedtem wielkie, słoneczne, od którego też i morze wzięło imię: przedtem miejsce to zwane było Genazar, za Asa, króla judzkiego. Benadad, król syryjski wziął to miasto i zburzył. W późniejszym czasie Herod Antipater, tetrarcha galilejski, używając wielkich łask cesarza Tyberjusza, założył nowe miasto i nazwał Tiberiadą na cześć tego cesarza. Za Konstantyna cesarza Wielkiego toż miasto było chrześcijańskie i święta Helena wystawiła tu kościół pod tytułem ś. Piotra, na temże miejscu, gdzie Chrystus Pan mówił do apostoła: Ego tibi dabo claves Regni caelorum - Ja tobie dam klucze Królestwa Niebieskiego, uś. Mateusza r. 16 w. 19. Kościół sam z murów grubych zbudowany, okna w nim wąziuchne, wysokie, a zatem ciemny, oprócz że ode drzwi światła ma dosyć: w sobie zaś długi i szeroki proporcjonalnie, sklepienie jedno kuliste. Przy nim dziś mieszka jeden ksiądz, bazylian z Libanu; ten takoż często powiadał, ile że do nas często przyjeżdżał, iż w pomienionych kąpielach co dzień ludzie z różnych stron uczęszczają kąpać się jak do wanny: ta woda bardzo zdrowa jest na wszystkie defekta wnętrzne i zewnętrzne i dlatego zawsze się tu zgromadzają nie tylko z pobliższych, ale i z dalekich krajów. Ksiądz wspomniany bazylian utrzymujący się dla katolików, Greków-unitów, mieszka tam zawsze, ma jednego muła, na którym często przyjeżdża do nas, do Nazaretu i mile zawsze bywa przyjęty, a od którego dosłyszałem się, że w Galilei jest wielu księży unitów Greków, jak i w naszym kraju, żonatych. Mają oni po wsiach 2 kościółki bez żadnej piękności osobliwej i mają swego biskupa w mieście Akry. Są ubodzy prawie wszyscy, umieją jakieś rzemiosło, niemal wszyscy są farbiarze, farbują bowiem granatowe płótna, z bawełny tkane. Lnu zaś tutaj nie mają i nie znają, oprócz Egiptu.
Po zburzeniu Jerozolimy najwięksi doktorowie żydowscy założyli w Tiberiadzie sławną akademią, która ogłosiła Misznę, czy tekst talmudyczny i Masorę. Za panowania Konstantyna cesarza, miasto to było stolicą biskupa Palestyny. Kiedy Arabowie Zawojowali Syrię w r. 636, chrześcijanie i Żydzi byli stąd wygnani i miasto zburzone. W r. 1099 odbudowane przez naszych chrześcijańskich królów i w roku zaś 1187 po potyczce Saladyna wygranej w tem miejscu nad chrześcijanami, wzięte znowu od Saracenów i zniszczone, a potem jako w historii mamy, Żydzi z wielkim kosztem, otrzymawszy pozwolenie, oprowadzili murem sześć stopniów długim w kwadracie. Ten tedy mur i dopiero jest w całości, lecz w środku wieś nędzna, gdzie mieszkają Arabowie, Żydzi i nieco chrześcijan. Jeden tylko meczet z kościoła chrześcijańskiego przerobiony, świeci się w piękności.
Morze Galilejskie, raz morzem, drugi raz jeziorem, trzeci raz stawem Pismo święte nazywa: w naszem pojęciu jest ono jeziorem, albowiem ma wodę słodką, inaczej, nie gorzką ani słoną, jak inne morza. Długie mil włoskich 12 ½, to jest naszych polskich półtrzeciej mili, szerokie zaś, gdzie mila nasza, gdzie mniej, z obu stron końców większa wąskość. Tam wpływa i znowu wychodzi rzeka Jordan, która bierze swój początek spod góry Liban, z dwóch źródeł dalekich, Jor a drugie Dan i od nich rzeka nazwana jednem słowem Jordan. Około pomienionego morza było przedtem miast dziesięć: Korosaim, Kafarnaum, Betutia, Betsaida, Tibriada i inne, od czego i kraj ten nazywał się Decapolis z greckiego, to jest decus po grecku 10, a polis miasto. W tej wodzie znajdują się trojakie ryby, bardzo dobre, smakiem każda swoim osobliwym, a mianowicie ryba P. Jezusa Chrystusa, ryba ś. Piotra i karpie. Toż morze Chrystus Pan często swoją przytomnością udarował: tu z łodzi uczył lud, tu także wezwał Piotra, Andrzeja, Jakóba i Jana na apostołów. Oprócz tego wiele innych dobrodziejstw przez Zbawiciela dokonanych tutaj wspomina ś. Ewangelia, jako to: kiedy przepłynąwszy łodzią nakarmił lud zgłodniały, kiedy łodzią płynął do Betsaidy i tam uzdrowił ślepego, kiedy chodził po morzu i napominał Piotra o małości w nim wiary, kiedy też po Zmartwychwstaniu pokazał się nad brzegiem uczniom, prosząc jeśliby mieli co jeść, a oni położyli mu ryby pieczone i plastr miodu.
Jakoż i my na pamiątkę tego jedliśmy ryby pieczone i miód w kościele wyżej rzeczonym, w którym, jako się powiedziało, po śpiewanej mszy i po nabożeństwie uczynionem od ludzi dla dostąpienia odpustów, kawę wypiwszy, wsiedliśmy na konie w sam dzień śś. Apostołów Piotra i Pawła, 29 czerwca 1763 r., tąż samą wyjechaliśmy bramą i tąż drogą braliśmy się w górę wysoką ćwierć mili naszej, a gdyśmy byli wysoko na górze, słońce weszło: dopiero widzieliśmy piękno pola na wszystkie strony, a po prawej stronie widzieliśmy Betalię, nad równiną Zabulońską, na górze pięknej stojącą, dziś Safetem nazwaną i przyprowadzoną do wsi, gdzie przedtem miasto piękne było; tamto Judyta głowę Holofernowi ucięła. Po lewej stronie widzieliśmy górę Tabor, a za ujechaniem ćwierć mili, zboczyliśmy o półtora staja z drogi, ku niwom [?] miejsca jednego, gdzie Chrystus Pan pięcią chlebami i dwoma rybami pięć tysięcy mężczyzn oprócz białych głów i dzieci, nakarmił. Tamem śpiewał Ewangelią i zmówiwszy pacierz dla odpustu lat siedm, wsiedliśmy na konie i ciągnęliśmy ku górze drugiej, w polach będącej przed nami, o półtorej ćwierć mili; tam pojechawszy i zsiadłszy z koni, udaliśmy się na górę nazwaną beatitudinis, czyli błogosławieństwa, gdzie Chrystus Pan uczynił ową mowę, zapisaną u ś. Mateusza w r. 5-tym. Beati Pauperes itd. Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie. Błogosławieni ciszy, albowiem oni posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają. Błogosławieni pokój czyniący, albowiem nazwani będą synami Bożemi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie. Ewanielia tu była odśpiewana i pacierz zmówiony dla siedmioletniego odpustu. Zszedłszy z góry jedliśmy śniadanie: poczem na konie wsiadłszy pociągnęliśmy temiż pięknemi polami na miejsce, gdzie uczniowie Chrystusa Pana, podług słów ś. Mateusza w r. 12 w. 1 głodni będąc poczeli rwać kłosy i jeść. Na temże miejscu śpiewaliśmy także Ewanielię i odmówiliśmy pacierz: co się powtarza na wszystkich miejscach, uświęconych jakąś pamiątką Zbawcy rodu ludzkiego, dla dostąpienia siedmiu lat odpustu, udzielonego od Stolicy Apostolskiej.
Znowu wsiadłszy na konie ciągnęliśmy temi samemi polami z milę naszą, do miejsca, gdzie Chrystus Pan siedmią chlebami i rybkami nakarmił 4000, co znajdujemy u ś. Mateusza w r. 15 w. 32 i dalej: „Wziąwszy siedmioro chleba i ryby i dzięki uczyniwszy, złamał i dał uczniom swoim, a uczniowie dali ludziom. I jedli wszyscy i najedli się i zebrali co zbywało z ułomków, siedm koszów pełnych. A było tych, którzy jedli cztery tysiące człowieka, oprócz dziatek i niewiast”. Odśpiewaliśmy Ewanielię i zmówiwszy pacierze odpustowe, przez pole przyjechaliśmy do Kany Galilejskiej. Przedtem było to miasto, dziś wieś porządna, pod która na dole, na tem miejscu, gdzie Chrystus Pan zaproszony na gody weselne, obrócił wodę na wino, na prośbę swej Najświętszej Matki, mile wyrażona przez ulubionego ucznia Pańskiego w rozdziale 2 „A gdy nie stawało wina, rzekła matka Jezusa do Niego: wina nie mają”, bogobojna Helena wystawiła była wspaniały kościół, którego ściany jeszcze zostają z jednej strony, skąd poznać się był wielki i piękny. Tu śpiewaliśmy Ewanielią i pacierz mówiliśmy dla odpustu zupełnego.
Potem pojechaliśmy o dwa staje do fontanny, czyli źródła, z którego brana była woda do sześciu stągiew przez ucznia Chrystusa Pana, a później przez łaskę Zbawiciela obrócona w wino. Tameśmy pod wielkiemi drzewami figowemi rozlokowali się: pod dwoma drzewami konie, osły i muły, pod trzecim założyli kuchnię, a pod czwartem rozesłali kobierce dla zakonników i ludzi wszystkich, a zatem od gałęzi i liści byliśmy zabronieni należycie od słońca, nie zaś od gorąca, przecież wiaterek powiewał dla naszej jakiejkolwiek ochłody. Obiad jedliśmy od miesiąca dobry, wódkę i kawę piliśmy, a przespawszy się nieco, wsiedliśmy na konie i poszliśmy ku Nazaretowi.
Po prawej stronie była widziana na wysokiej górze wieś nazwana Miketta, tam mówią, iż jest pochowane ciało Jana Proroka: był niegdyś i kościół, a teraz meczet, a ujechawszy ćwierć mili znaleźliśmy drugą wieś Bir-el-emir (studnia emira), przy której fontanna i tabaki zasiew wielki. Stamtąd o pół mili naszej, przez góry i rowy powróciliśmy szczęśliwie do Nazaretu. W tej naszej pielgrzymce nic nie przytrafiło się osobliwego, prócz że za oddaleniem się naszem od Kany Galilejskiej, na koniach przypadli Magrabici żołnierze Baszy, do ludzi naszych w tyle jadących, z pretensyą, aby zapłacono za wodę, którąśmy brali z fontanny; a gdy nie chcieli nic dać, […] dwóm ludziom boku obili i uciekli. Nasz tedy lud przyjął to za żart, że się nie mógł pomścić.
Mapa Ziemi Świętej z 1759 roku; źródło: Wikipedia
Comments